Szukaj na tym blogu

piątek, 23 grudnia 2016

Podwyżki gazu w PL w tle umowa z 2012 roku by - Pawlak

Źródło to rok 2010 Wystarczyły tylko dwa lata obowiązywania nowej umowy jamalskiej z 2010 r., aby przekonać się, że rację miał śp. prezydent RP Lech Kaczyński, który tuż przed katastrofą smoleńską przestrzegał Donalda Tuska przed jej podpisaniem. W pierwszym półroczu 2012 r. PGNiG zanotowało kilkunastomilionową stratę w porównaniu z miliardem złotych zysku w analogicznym okresie 2011 roku. Polski monopolista gazowy traci na sprzedaży importowanego gazu ziemnego z Rosji, którego cena z Gazpromu dla polskiego odbiorcy należy do najwyższych w Europie. Obecne wyniki PGNiG, a przede wszystkim wysoka cena gazu dla polskiej gospodarki, jest wynikiem niezgodnej z narodowym interesem i zdrowym rozsądkiem gazowej polityki, a właściwie jej braku, rządu Donalda Tuska. Trzeba przypomnieć, że w imię politycznych interesów administracja Donalda Tuska w październiku 2010 r. podpisała arcyniekorzystną umowę gazową z Kremlem, której fatalne skutki odbijają się na kieszeniach zwykłych Polaków i polskich przedsiębiorców. W wyniku blisko dwuletnich negocjacji gazowych w latach 2009-2010, prowadzonych w sposób urągający żywotnym interesom gospodarczym Rzeczypospolitej i finansowym interesom grupy kapitałowej PGNiG, zwiększono o blisko 2 mld m sześc. roczny import gazu z Rosji aż do 2022 roku. Największym skandalem było nierenegocjonowanie przez rząd PO - PSL, w czasie tych dwuletnich negocjacji, formuły gazowej, na której oparty jest od 2006 r. kontrakt jamalski. 6 lat temu Kreml zaszantażował rząd RP i pod wpływem groźby niedostarczenia rocznie 2 mld m sześc. gazu, wymusił wzrost o 10 proc. ceny w całym kontrakcie jamalskim. Dwa lata temu nadarzyła się wyśmienita okazja do wynegocjowania lepszych warunków cenowych dla umowy jamalskiej, ponieważ ceny surowca gwałtownie spadały na skutek kryzysu gospodarczego i rewolucji łupkowej w USA. Donald Tusk nawet nie podjął próby zmiany formuły cenowej w kontrakcie jamalskim, choć w tym samym czasie zachodnie koncerny zmuszały Gazprom do obniżki cen kontraktowych. Niestety, komuś w rządzie PO - PSL bardzo zależało na tym, aby Polska wpisała do kontraktu jamalskiego ilość gazu z nierealizowanego przez spółkę Gazpromu RosUkrEnergo od stycznia 2009 roku. Ktoś w rządzie PO - PSL chciał, aby Polska za odbierany do 2022 r. gaz nadal płaciła cenę opartą o wyszantażowaną formułę cenową z 2006 roku. Skutkiem nieodpowiedzialnej decyzji Donalda Tuska jest to, że cena 1000 m sześc. gazu dla odbiorcy niemieckiego jest aż o kilkadziesiąt dolarów niższa aniżeli cena tej samej ilości dla PGNiG. Biorąc pod uwagę fakt, że 100 proc. gazu, który importuje Polska, jest pochodzenia rosyjskiego, ta cenowa dysproporcja przekłada się na miliardy złotych dodatkowego zysku dla Gazpromu, za który, decyzją rządu PO - PSL, płacimy wszyscy. Naiwność prezesa PGNiG Prezes PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa w wywiadzie dla portalu gospodarczego wnp.pl przyznaje, że jamalska pętla właśnie się zaciska nad PGNiG, mówiąc naiwnie, że "(...) trwa procedura arbitrażowa w sporze z Gazpromem, która wierzymy, że doprowadzi do obniżki cen w umowie mającej największy wpływ na nasze wyniki (...)". Pani prezes, bezpośrednio kojarzona z Waldemarem Pawlakiem i jego otoczeniem, nie chce pamiętać, że umowa jamalska została wynegocjowana m.in. przez... jej obecnego zastępcę wiceprezesa PGNiG Radosława Dudzińskiego. Do niego w pierwszej kolejności powinna skierować logiczne pytanie: po co zawierano umowę, którą już dzień po jej podpisaniu należy zmienić, ponieważ może doprowadzić za kilka lat nawet do upadku PGNiG? Nie jest znany w historii relacji handlowych PGNiG - Gazprom jakikolwiek przypadek obniżenia cen, tym bardziej w kontrakcie, który został zawarty z Gazpromem na nowych warunkach 22 miesiące temu. Czas na zmianę ceny zaistniał w trakcie politycznych międzypaństwowych negocjacji w latach 2009-2010, kiedy to rząd Tuska mógł wykorzystać Komisję Europejską do nacisku w sprawie podpisania krótkoterminowego kontraktu na dostawy gazu ziemnego do 2014 r., czyli do momentu uruchomienia gazoportu. A teraz pozostaje nam przełykać takie fakty, jak m.in. to, że w lipcu 2012 r. w "Kommiersant Ukraina" ukazało się wymowne ostrzeżenie Kremla dla PGNiG sprowadzające się do ostrzeżenia, że prędzej Gazprom wstrzyma dostawy do Polski, aniżeli obniży ceny gazu. Nowa pani prezes znalazła się w swoistym potrzasku, ponieważ przejęła do zarządzania spółkę z balastem umowy jamalskiej i ludźmi takimi jak wiceprezes PGNiG Radosław Dudziński, który za te fatalne negocjacje lat 2009-2010 współodpowiada. A to dopiero początek problemów PGNiG, ponieważ uruchomienie w 2014 r. gazoportu w Świnoujściu jest z jednej strony doskonałą wiadomością dla Polski, ale z drugiej strony problemem dla PGNiG. Zakontraktowane w 2010 r. dodatkowe 2 mld m sześc. drogiego rosyjskiego gazu aż do 2022 r. to dokładnie ten wolumen gazu, który miał być kupowany przez PGNiG znacznie taniej od czerwca 2014 via gazoport w Świnoujściu. Donald Tusk i PGNiG woleli jednak kupować od 2014 r. nadal drogi rosyjski gaz, a nie tańszy, skroplony z budowanego terminalu LNG. PGNiG po 2014 r. może zostać więc z balastem kontraktu jamalskiego w przypadku wyboru np. przez odbiorców przemysłowych możliwości zakupu tańszego gazu ze Świnoujścia. Malejące wydobycie krajowe Tajemnicą poliszynela jest również katastrofa rządu PO - PSL w obszarze braku realizacji własnych buńczucznych zapowiedzi z listopada 2007 r. dotyczących zwiększenia krajowego wydobycia gazu ziemnego. Przypomnijmy, że ten argument Waldemara Pawlaka posłużył do skasowania przez koalicję PO - PSL drugiego wskrzeszonego przez rząd premiera Jarosława Kaczyńskiego projektu dywersyfikacyjnego budowy gazociągu do Danii o nazwie Baltic Pipe. Gdyby nie fatalna decyzja Tuska i Pawlaka z początku 2008 r. o zatrzymaniu projektu Baltic Pipe, już w grudniu 2010 r. do Polski mogło być przesyłane ponad 2 mld m sześc. gazu z duńskiego systemu przesyłowego. I nawet negocjacje z Kremlem po kryzysie gazowym w 2009 r. byłyby niepotrzebne. Nie dość, że podobnie jak Leszek Miller Donald Tusk powiedział głośne "nie" polsko-duńskiemu projektowi, to jeszcze nie zrobiono nic przez 5 lat rządów PO - PSL, aby zwiększyć wydobycie krajowe węglowodorów przez PGNiG. Efekt będzie taki, że około 2015-2016 w Polsce wydobywać się będzie może i 5 mld m sześc. gazu, ale po tym szczycie krajowego wydobycia w ciągu następnych 10-15 lat wydobycie spadnie nawet do 1,5-2 mld m sześc. gazu rocznie. Nietrudno przewidzieć, że taka polityka "frakcji przyjaciół Gazpromu w PGNiG" jest korzystna dla Kremla, który przed 2022 r. będzie mógł położyć na stół negocjacyjny korzystny dla siebie nowy kontrakt jamalski z perspektywą np. do 2050 roku. Jak PSL rozgrywa PO Jednym z największych zwolenników zacieśniania gazowej współpracy na linii Kreml - Polska jest minister gospodarki Waldemar Pawlak. O tym, jak sprytnie nie swoimi rękami rozgrywa Platformę Obywatelską, niech świadczą już historyczne rejtanowskie obrony w 2010 r. ówczesnego wiceministra Skarbu Państwa Mikołaja Budzanowskiego na sejmowych komisjach: Gospodarki i Skarbu Państwa polsko-rosyjskich wyników negocjacji gazowych. Jeżeli w następnej kadencji Sejmu RP powstanie komisja śledcza ds. umowy gazowej i jej negatywnych skutków dla polskiej gospodarki, w pierwszej kolejności z wypowiadanych do sejmowego stenogramu nieprawd tłumaczyć się będzie... Mikołaj Budzanowski z PO, który na finiszu polsko-rosyjskich negocjacji stał się niejako ich twarzą. Waldemar Pawlak od podpisania w październiku 2010 r. nowej umowy jamalskiej za wszelką cenę dąży do "dotrzymania" jeszcze jednej obietnicy danej na finiszu negocjacji Gazpromowi, któremu szczególnie przeszkadza operatorstwo Gaz-Systemu na gazociągu jamalskim i korzystanie z PGNiG z tzw. wirtualnego rewersu, który umożliwia zawieranie poza Gazpromem małych kontraktów gazowych z partnerami zza zachodniej granicy. Gazprom konsekwentnie dąży do zmiany operatora na Jamale na kontrolowaną już przez siebie spółkę EuRoPol Gaz. To właśnie rękami ministrów Platformy Obywatelskiej i posłów całej koalicji PSL dąży się do załatwienia zmiany statusu operatora gazociągu jamalskiego, którym jeszcze na szczęście jest spółka Skarbu Państwa Gaz-System S.A. Jest wielce prawdopodobne, że w przygotowywanym właśnie w Ministerstwie Gospodarki rządowym projekcie nowej ustawy dotyczącej prawa gazowego znajdą się niejasne zapisy, które ułatwią zmianę operatora na gazociągu jamalskim. Kolejnym polem załatwiania spraw przez Waldemara Pawlaka rękami PO może być szykowana właśnie przez kojarzoną z ministrem gospodarki prezes PGNiG restrukturyzacja spółki, która może doprowadzić we wrażliwych obszarach działalności PGNiG do paraliżu jej działalności. Oczywiście wszystko pod płaszczykiem szukania oszczędności. Odpowiedzialność za spodziewany kryzys decyzyjny i organizacyjny w PGNiG poniesie oczywiście formalnie minister Skarbu Państwa Mikołaj Budzanowski z PO, który, podobnie jak w 2010 r., może ponownie dać się wpuścić w maliny o wiele bardziej od niego przebiegłemu i doświadczonemu Pawlakowi. Bez odpowiedzi wciąż pozostaje pytanie, z jakiego powodu Waldemar Pawlak tak troszczy się o interesy Gazpromu w Polsce kosztem PGNiG i Gaz-Systemu... Prokuratura jak w sprawie Amber Gold I choć gołym okiem widać, choćby po wynikach finansowych PGNiG, że podpisanie w październiku 2010 r. umowy jamalskiej i przeprowadzenie w jej wyniku wielu innych operacji, takich jak umorzenie długów Gazpromowi za przesył gazu przez terytorium Polski do Niemiec, było działaniem na szkodę grupy kapitałowej PGNiG, polska prokuratura w tej sprawie zachowuje się jak w sprawie Amber Gold. Po prostu nie zauważa problemu. A okazja ku temu była, ponieważ przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak jeszcze w poprzedniej kadencji złożył udokumentowane zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, działania na szkodę interesów gospodarczych Rzeczypospolitej. Prokuratura nie wszczęła nawet śledztwa, nie zbadała sprawy, nie zapoznała się z dokumentacją z negocjacji gazowych. Całkowicie zignorowała zawiadomienie, mimo że przed podpisaniem umowy jamalskiej przestrzegał śp. prezydent RP Lech Kaczyński, z którego inicjatywy kilkanaście dni przed katastrofą smoleńską w Belwederze został przedstawiony raport Kancelarii Prezydenta RP o negatywnych ekonomicznych i politycznych skutkach podpisania tego dokumentu. Niestety w III RP pewnych tematów się jednak nie dotyka, a jednym z nich jest temat przepłacania rocznie miliardów złotych za drogi rosyjski gaz.

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/ekonomia-gospodarka/10201,jamalska-umowa-pograza-pgnig.html


Teraz rok 2016


Polska nie ma zamiaru kupować rosyjskiego gazu w formie kontraktów długoterminowych po 2022 roku, kiedy kończy się umowa PGNiG z Gazpromem - poinformował oficjalnie pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotr Naimski. Wiceprezes Gazpromu był zaskoczony słowami Polaka.
Gazprom dostarcza nam 2/3 gazu
Minister podkreślił, że jeśli ceny oferowane przez Rosjan będą konkurencyjne, być może Polska będzie kupować gaz od tego kraju. - Ale na pewno nie w ramach kontraktu długoterminowego - dodał Naimski, którego wypowiedź ze Szczytu Inwestycyjnego Europy Wschodniej cytuje Reuters.

Wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew mówił w trakcie wtorkowej konferencji prasowej w Moskwie, że deklaracje płynące z Polski go dziwią. Jego zdaniem, "Polska może nie poradzić sobie bez rosyjskiego gazu".
Z kolei Jelena Burmistrowa, szefowa spółki Gazprom Eksport, podkreślała, że "politycy zmieniają się bardzo często, a obywatele będą podejmować decyzje kierując się zasadą gospodarczej racjonalności". Według niej, logistyka i geografia dostaw z Rosji zawsze będzie konkurencyjna.

Długoterminowy kontrakt - kość niezgody
Trwa spór, w którym PGNiG złożyła pozew przeciwko dwóm spółkom Gazpromu. To element postępowania arbitrażowego, rozpoczętego w 2015 roku, w którym Polacy domagają się zmiany cen w kontrakcie długoterminowym do 2022 roku.
To właśnie kontrakt, którego Polska ma nie przedłużać. PGNiG podpisało go w 1996 roku i na jego podstawie do Polski trafia rocznie ok. 10 mld m3 gazu. Polskie zużycie tego surowca to 15 mld m3 na rok. Decyzja ta to część rządowego planu, który ma na celu uniezależnienie się od rosyjskich surowców: gazu i ropy.
Polska odcina Rosyjskie surowce
Ten pierwszy surowiec mamy sprowadzać z zupełnie innych źródeł, m.in. Norwegii. W tym celu ma powstać gazociąg Baltic Pipe z Polski do Danii - według Naimskiego, nową "rurą" moglibyśmy sprowadzać nawet do 10 mld m3 gazu. Do tego dochodzi gazoport w Świnoujściu, do którego w czerwcu wpłyną pierwsze statki z dostawami, a także plan zbudowania drugiego, pływającego gazoportu w Gdańsku i wydobycie krajowe (ok. 4 mld m3) - to, w skrócie, rządowy plan na uniezależnienia się od gazu z Rosji.

Jednocześnie rząd i Orlen dywersyfikują dostawy ropy. Do tej pory ok. 90 proc. tego surowca w polskich rafineriach pochodziło właśnie od Rosjan, ale Orlen już podpisał długoterminowy kontrakt z koncernem Saudi Aramco. Saudyjczycy mają dostarczyć nam 2,4 mln ton ropy rocznie. Dla porównania, rosyjski Rosnieft sprzedaje nam w 18-25 mln ton "czarnego złota" w 3 lata. Według najnowszych pomysłów rządu, Polska mogłaby pozyskiwać ropę także z Iranu.


Dalej za PAP 

Wiceprezes Gazpromu Aleksandr Miedwiediew w rozmowie z PAP wyraził przekonanie, że jeszcze przed zakończeniem arbitrażu ze spółką Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) zostanie osiągnięte porozumienie w sprawie cen rosyjskiego gazu. „Jestem przekonany, że zanim postępowanie arbitrażowe dobiegnie końca, a będzie to prawdopodobnie w roku 2017, to razem z polskimi kolegami osiągniemy porozumienie w tej sprawie” – powiedział PAP Miedwiediew.
PGNiG złożyło 1 lutego 2016 r. pozew przeciw spółkom Gazprom i Gazprom Export w postępowaniu przed Trybunałem Arbitrażowym z siedzibą w Sztokholmie. Polska spółka domaga się w międzynarodowym arbitrażu obniżki cen gazu sprzedawanego nam w ramach długoterminowego kontraktu jamalskiego. Wcześniejsze negocjacje, prowadzone od 2014 r. nie przyniosły efektów. Składając pozew do Sztokholmu polska spółka poinformowała, że prowadzone przez nią działania mają na celu „dostosowanie kontraktu długoterminowego z 1996 r. do sytuacji na europejskim rynku gazu ziemnego”.
„W naszych kontraktach nie określamy ceny. Obowiązują w nich wzory, formuły. W ostatnim czasie w stosunkach z Polską – jeszcze przed 2014 rokiem – korygowaliśmy cenę +w stronę zmniejszenia+. A i teraz – mimo że spółka PGNiG skierowała sprawę do arbitrażu, nadal kontynuujemy rozmowy dotyczące rewizji cen. Te rozmowy dotyczą także okresu 2014, 2015 i 2016 roku” – powiedział.
„Mam nadzieję, że wspólnie z polskimi kolegami znajdziemy rozwiązanie możliwe do zaakceptowania dla obu stron” – dodał.
Jego zdaniem najważniejszą drogą dostaw gazu do Polski jest gazociąg jamalski, który – jak mówił – powinien na siebie zarabiać. „Nigdy Polski nie dyskryminowaliśmy, nie dyskryminujemy i nie zamierzamy dyskryminować. A fakt, że tak została skonstruowana formuła (w umowie długoterminowej – PAP) powoduje, że działa to w jedną albo drugą stronę” – dodał Miedwiediew.
O tym, że Polska nie planuje odnowić długoterminowej (kończącej się w 2022 r.) umowy PGNiG z Gazpromem Export na dostawy gazu z Rosji, mówił w poniedziałek sekretarz stanu w KPRM i pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski. „Będziemy zmierzać do sytuacji, w której długoterminowy kontrakt staje się kwestią przeszłości. Jeśli cena rosyjskiego gazu będzie wystarczająco konkurencyjna, nie wykluczamy zakupu, ale zdecydowanie nie w ramach długoterminowego kontraktu” – oświadczył pełnomocnik.
We wtorek na konferencji prasowej w Moskwie Miedwiediew oznajmił, że znana jest mu ta deklaracja, ale jest nią zdziwiony. Na pytanie PAP, czy rzeczywiście jest zdziwiony, zważywszy na fakt, że Polska płaci więcej za rosyjski gaz niż znacznie dalej położone Austria czy Francja, Miedwiediew powiedział, że jest rzeczywiście zdziwiony, bo kontrakty długoterminowe stanowią podstawę bezpieczeństwa każdego państwa.
Jego zdaniem przekonanie, że np. amerykański gaz LNG może zniwelować uzależnienie Polski czy innych krajów europejskich od dostaw z Rosji nie ma podstaw.
„Co się stało z pierwszym tankowcem z USA, na który wszyscy w Europie tak czekali i jak głośno było po tym, jak wypłynął on z Ameryki. W rezultacie jednak przypłynął wcale nie do Portugalii, tylko w zupełnie inne miejsce. Bo amerykańscy eksporterzy będą dostarczać gaz tam, gdzie będzie to dla nich korzystne. A teraz najkorzystniejsze będzie kierowanie gazu wcale nie do Europy, ale do Azji czy Ameryki Łacińskiej” – powiedział. To właśnie kraje Azji, jak Chiny, Indie czy Południowa Korea będą – jego zdaniem – rynkiem dla gazu LNG; również tego, który będzie pochodził z Rosji.
„My z Polską zawsze pracowaliśmy, pracujemy i – mam nadzieję – będziemy z nadal pracować. Ale, oczywiście, wybór jest po stronie Polski. Jeszcze jest czas, by takiego wyboru dokonać” – dodał.
Miedwiediew odniósł się do piątkowego posiedzenia Rady Nadzorczej spółki EuRoPol Gaz – właściciela liczącego 684 km polskiego odcinka gazociągu tranzytowego Jamał – Europa. Udziałowcami EuRoPol Gazu są PGNiG (48 proc.), OAO Gazprom (48 proc.) i Gas Trading (4 proc.). Miedwiediew jest przewodniczącym RN EuRoPol Gazu, jej wiceprzewodniczącym – szef PGNiG Piotr Woźniak.
Jak powiedział PAP Miedwiediew wyniki za 2015 r. zarówno produkcyjne jak i finansowe EuRoPol Gazu są pozytywne, a zysk „okazał się wielokrotnie większy, niż to pierwotnie zaplanowano”. Miedwiediew podkreślając, że wypowiada się w imieniu Gazpromu – dodał, że w planach EuRoPol Gazu przewidziano, iż „tranzyt gazu przez Polskę odbywa się i będzie odbywać w perspektywie długoterminowej zgodnie z naszymi planami – w pełnym zakresie”. Również – jak mówił – „spółka EuRoPol Gaz jest gotowa te wszystkie funkcje pełnić, niezależnie od tego, jaka będzie forma prawna”.
„Dlatego dziwi nas postępowanie polskiego urzędu antymonopolowego (UOKiK), który bada wpływ gazociągu Nord Stream II na Polskę. Wykorzystując mój cały autorytet mogę z pewnością oświadczyć, że Nord Steram II nie rodzi w tym zakresie żadnych zagrożeń dla Polski” – podkreślił.
Jego zdaniem wynika to z faktu, że Europa będzie potrzebowała coraz więcej gazu. Jak wskazał – spada wydobycie na Morzu Północnym, spada też wydobycie we wszystkich krajach, które wydobywają gaz na lądzie.
„Dlatego też w 2025 r. Europa będzie potrzebowała ponad 80 mld m sześc. gazu. A jeszcze za kolejne 10 lat ta wielkość może się zwiększyć do 120 – 150 mld m sześć.” – powiedział.
„Jeśli chodzi o gaz rurociągowy, to gaz rosyjski przesyłany rurociągiem będzie najbardziej konkurencyjny. Jesteśmy gotowi do dostarczenia takiej ilości gazu, która zarówno Polsce jak i Europie będzie potrzebna. A jeśli chodzi o Nord Stream II, to jest to najkrótsza droga dla rosyjskiego gazu do Europy. A jeśli najkrótsza to znaczy, że i najtańsza” – dodał.
Morski odcinek Nord Stream, liczący 1224 km, zaczyna się od tłoczni Portowaja koło Wyborga w Rosji, a kończy w okolicach Greifswaldu w Niemczech. Gazociąg Jamalski swój europejski odcinek zaczyna na polsko-białoruskiej granicy w rejonie wsi Kondratki.
Od ub. roku UOKiK bada na wniosek sześciu podmiotów budujących Nord Stream II (w tym Gazpromu), czy inwestycja ta, składająca się dwóch gazociągów morskich z roczną przepustowością 55 mld m sześc. prowadzących z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie, nie zagrozi polskim interesom. W lutym br. Urząd zdecydował o przedłużeniu badania o kolejne cztery miesiące.
Z informacji przedstawionych w zgłoszeniu do UOKiK wynika, że Gazprom posiada pozycję dominującą na polskim rynku dostaw gazu wyższego szczebla. Równocześnie koncentracja doprowadzi do istotnego zwiększania możliwości przesyłowych spółki w Europie, a tym samym może istotnie umocnić jej pozycję rynkową i negocjacyjną wobec polskich odbiorców.
„Dlatego UOKiK uznał, że zachodzi konieczność przedłużenia postępowania. Niezbędne jest bowiem dokładne zbadanie wpływu transakcji na polski rynek dostaw gazu wyższego szczebla, w tym m.in. zapoznanie się z opiniami uczestników i regulatora rynku gazu. Pozwoli to na dokładne ustalenie pozycji Gazpromu oraz jego możliwych zachowań w odniesieniu do innych podmiotów” – napisano w komunikacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz